W szpitalu
Mijał 3 tydzień i
nadal byliśmy w szpitalu. Teoretycznie po 2 tygodniach można było iść do domu.
Jednak bardzo się bałam czy sobie sami poradzimy i zostaliśmy jeszcze tydzień.
W sumie 3 tygodnie na oddziale. 3 tygodnie nieprzespanych nocy, na przemian
skrajnego załamania i wstępowania nowej siły do walki. To chyba prawda, że człowiek
jest w stanie znieść bardzo wile, nawet nie zdaje sobie z tego sprawy jak
wiele. Każdej chwili myślałam jakie
będzie życie mojego dziecka z tą chorobą.
Ciągłe zastrzyki, pomiary, a powikłania? Tyle się o tym mówiło. A teraz
nasłuchaliśmy się jeszcze więcej. Oczy, nerki, kończyny. Czy moje dziecko
będzie kiedyś kaleką? Dlaczego ona? Dlaczego???
Pamiętam jak zaraz na początku przyszła do mnie jedna z lekarek i
oschłym głosem powiedział „pani musi zrezygnować z pracy, pani już będzie się
tylko zajmować chorym dzieckiem.” W tym
momencie zapaliło mi się po raz pierwszy czerwone światełko. Chwileczkę,
chwileczkę. Zaraz, zaraz. Tak? A kto na to wszystko zarobi? Dziecko chore
kosztuje dużo więcej niż dziecko zdrowe. Przecież można spróbować wszystko jakoś
ułożyć. Tak my spróbujemy. Przynajmniej spróbujemy.