Toplista

Najlepsze Blogi

poniedziałek, 26 listopada 2018

Zero empatii

Zero empatii
Ludzie są jednak okropni. Ale po kolei. Na wczasach są zawsze organizowane różne atrakcje dla dzieci. Jest taki pan co super to robi i dzieciaki i te mniejsze i większe są zachwycone. Po raz pierwszy moja córeczka też wzięła udział. Malutka, bo tylko 2,5 roku ale jaka była dumna, że też może wystąpić na ognisku. Wiedzieliśmy, że dzieciaki potem dostają w nagrodę od pana coś słodkiego - batonik, ciasteczka, lizaki itp. No i problem. Nie możemy dać jej słodyczy. A jak wytłumaczyć małemu dziecku, że dostało nagrodę a my jej zabierzemy? Przecież to jej nagroda, zaśpiewała i dostała. A inne dzieci zjedzą swoje. No jak tak można zrobić? Powiedzieliśmy panu w czym problem i uzgodniliśmy, że my sami kupimy jej jakąś najtańszą książeczkę z obrazkami, damy mu, a on jej ją wręczy jako nagrodę, zamiast słodyczy.Oczywiście pan się zgodził bez problemu i tak zrobiliśmy. Książeczka była na prawdę taniutka typu za kilka złotych. No i jest ognisko. Dzieci śpiewały, mówiły wierszyki, tańczyły. Super atrakcja dla  maluchów. Zresztą były też dzieci starsze, w wieku szkolnym. A rodzicie, babcie, dziadkowie - widownia. Przyszło do rozdawania nagród. Ale mała była dumna jak dostała swoją. Dla takiego dziecka nie jest ważne co, tylko, że ona też dostała. Zresztą to był jej pierwszy publiczny występ i pierwsza nagroda.Wszystkie dzieci były zresztą zadowolone. Szczęśliwie nie słyszały co działo się na widowni. Bo tu był dość głośny pomruk...."patrzcie, patrzcie ta mała dostała książeczkę, hmmm, coś podobnego, a moje batonik, o a moje wafelki.....skandal." Co ciekawe problemu nie miały dzieci,  one zajadały swoje słodycze. Problem mieli dorośli. Zazdrośni, zawistni. Tak bezinteresownie. O książeczkę za 5 zł. No więc odwróciłam się i mówię " Tak? Jakiś problem? A wiecie dlaczego nie dostała słodyczy? Bo ma cukrzycę i słodyczy jeść nie może. Gdyby dostała baton musiałbym jej odebrać. I to według was byłoby ok, tak? Jak malutkiemu dziecku zabierze się nagrodę? Co ciekawe wasze dzieci nawet nie zwróciły uwagi na to, są zachwycone, bo uwielbiają słodycze i  już zajadają swoje nagrody. Bo uwielbiają słodycze. To wy macie problem, nie dzieci. To wy go nakręcacie. Dzieci zachowują się naturalnie. Najlepiej powiedzcie jeszcze to swoim dzieciom, bo jak widać nawet nie zauważyły."
To uzmysłowiło mi, że tolerancja dorosłych jest zerowa. Nieważne, że ich dzieci są duże a to małe, że ich dzieci są zdrowe a to chore. I, że jeszcze nie raz będzie podobna sytuacja. A to dopiero początek, przed nami przedszkole, szkoła. I nie tylko dzieci, ale ich rodzice.

niedziela, 18 listopada 2018

Lodowy problem

Lodowy problem
Jak lato to i lody. Kupiliśmy na promenadzie lody, dla wszystkich, córeczce tylko jedna kulkę, śmietankowe. Ile taki lód może mieć wymienników? Ze 3-4 ma. No i wafelek. OK. Zamiast drugiego śniadania. No bo jak jej odmówić jak wszyscy wokół jedzą. My możemy nie jeść ale każdy co nas mija ma loda. Jaka była zadowolona. Ona też ma loda. Po jakimś czasie pomiar. Cooooo??? Ponad 400 mg/dl. Nie wierzę. To ile ten lód ma WW? Szybko powrót do domu i zastrzyk z insuliny szybko działającej. Oczywiście bez histerii się nie obyło ale nie było wyjścia. Z tego płaczu zasnęła. Po godzinie pełni nadziej robimy kolejny pomiar. No nie. Spadło tylko trochę ale nadal ponad 350 mg/dl, a tu jeszcze obiad nie długo. Jakiś koszmar. Drugiego zastrzyku nie robimy na razie bo jak to obliczyć? A jak się teraz wszystko skumuluje i nagle poleci w dół? No nic, czekamy kolejną godzinę. Dziadkowi udało się ją wyciągnąć na plac zabaw, nich pobiega to może też trochę spadnie. Za godzinę kolejny pomiar, nooo...trochę niżej ale jeszcze dobrze ponad 250 mg/dl. Nie możemy teraz iść jeszcze na obiad i dołożyć jej WW, pójdziemy później, ale znowu za długo czekać nie możemy bo zamkną stołówkę. Za pół godziny idziemy. Jedyne wyjście to dać jej jak najmniej WW. Zupa. Jakaś jarzynowa. No dobrze, nalewamy dokładnie omijając kartofle. Drugie. Niech zje mięso i surówkę. Kartofli nie dostaje. Kompot też nie, bo słodki. Zostaje woda. Na szczęście jest przyzwyczajona więc nie protestuje za bardzo. Do wieczora jakoś udało się ten poziom glukozy unormować. Ale co to było z tym lodem? Może był za słodki?
Następnym razem wydawało się, że jesteśmy mądrzejsi.  Wybraliśmy inną lodziarnię, wydawało się, że lód nie jest wcale słodki, OK. Ale historia się powtórzyła, a nawet gorzej, bo tym razem było na wyświetlaczu Hi. Na szczęście żadnych objawów poza kolejną histerią nie było.
Więcej lodów nie kupimy jej.
Ostatnia przygoda z lodem... tylko dałam jej troszkę polizać loda Big Milka. Tak kilka razy liznęła. Resztę ja skończyłam. Myśleliśmy, że tym razem nie będzie problemu, przecież to żadna ilość tego loda. Ale historia się powtórzyła. A tego loda zjadła tyle co nic. Coś z tymi lodami jest nie tak. Może to wcale nie chodzi o to czy on jest bardziej czy mniej słodki, większy czy mniejszy ale coś takiego jest do nich dodawane, że nawet najmniejsza ilość tak podnosi cukier? Koniec. NIGDY WIĘCEJ ŻADNYCH LODÓW. Od tej pory zamiast loda dostawała wafelek od loda. I była zadowolona bo niosła w rączce to co wszyscy. A kto tam zaglądał do środka...😉

poniedziałek, 12 listopada 2018

A co z wakacjami?

A co z wakacjami?
Dzień codzienny w domu wydaje się, że mamy jakoś opanowany. Wszystko według harmonogramu ale działa. Przynajmniej jak dotychczas. Przy pomocy obydwu babć i dziadka z samochodem do szybkiego podwożenia babci. Ale tak na prawdę wszystko kręci się wokół pomiaru, zastrzyku, jedzenia i wizyt kontrolnych u lekarza. Minęło kilka miesięcy a nadal wstajemy co dwie godziny na zmianę na pomiar.Na szczęście sytuacji alarmowych dotychczas nie było, oprócz zdarzającego się wysokiego pomiaru gdy trzeba było dodatkowo podać insulinę szybko działającą i czekać czy poziom cukru się obniży. Wtedy wszyscy czekają w napięciu przez godzinę, dwie. Nawet babcie dzwonią zapytać. Jak spada, wszyscy oddychają z ulgą. Czy ktoś kto nie ma chorego dziecka może sobie wyobrazić to napięcie oczekiwania i tę radość - yes, udało się.
No ale miało być o wakacjach. Moi rodzice mają domek letniskowy nad rzeką, piękną okolica, córeczka dotychczas całe wakacje tam spędzała. Ale teraz pojawił się mały problem. A właściwie całkiem spory problem. Żadna babcia nie chce zostać z nią sama. Boją się. Pomijam, że jedna nie umie robić zastrzyków. Ale druga też nie chce być bez kogoś z nas. Na szczęście mąż w szkole ma wakacje więc pojedzie na działkę. Ja w czasie urlopu, a na weekendy będę dojeżdżać.
Ale mamy też po raz pierwszy zaplanowany wyjazd z córką nad morze. Ośrodek znany, byliśmy tam sami wiele razy ale i tak trochę się boimy. Działka jest niedaleko. Zawsze można do naszej pani doktor podjechać. Morze jest daleko. Tam już będziemy zdani tylko na siebie. Nie można też niczego zapomnieć ani wziąć za mało. Nie dokupi się, nie ma takiej możliwości. A jedzenie? To stołówka, wyboru wielkiego nie ma. Albo zje albo .... no właśnie albo co...przecież musi określoną liczbę wymienników zjeść. A jak to odmierzyć? Przecież nie będę miała możliwości ważenia obiadu. Zresztą śniadania i kolacji też nie za bardzo. Niby można wziąć wagę do stolika ale nie chciałabym zwracać uwagi innych. Te pytania i współczujące spojrzenia. Nie, tak nie. Spróbuję wzrokowo zapamiętać wymiary chleba, kartofli i wielu innych najbardziej popularnych rzeczy i ich wagę. Wiem, że to  nieprofesjonalne, lekarz by nie zaakceptował, ale spróbuję. Chciałabym aby jednak można było zrównoważyć to co absolutnie konieczne przy cukrzycy z normalnym życiem.  Mierzymy, podajemy, jemy ale robimy też wiele innych rzeczy jak ze zdrowym dzieckiem. I nie myślimy stale o cukrzycy. Zaczynam powoli tak własnie myśleć. Zachować równowagę. Uda się?
Muszę tylko jeszcze przed wyjazdem wybrać się na rozmowę do pani doktor,  popytać o różne rzeczy, tak na zapas, i wszystko sobie zapisać co zrobić w razie takiego czy innego problemu, nawet całkiem wydumanego. Lepiej będę się czuła, bezpieczniej, chociaż i tak może się okazać, że rzeczywistość mnie zaskoczy.

sobota, 10 listopada 2018

Pierwsza konfrontacja

Pierwsza konfrontacja
Tak jak myślałam, długo nie trzeba było czekać. Na kolejnej wizycie u pani doktor w przychodni CZD mój mąż dał popis swojej "wiedzy medycznej". Było mi i głupio i wstyd. Co mu przyszło  do głowy? Po co to zrobi?  Efekt? Pani doktor obraziła się. No to super. Nowego lekarza mam szukać? Tylko gdzie. Nie dość, że tylko dlatego,  że pediatra córki prowadząca ją prywatnie od początku pracowała akurat w CZD to jesteśmy od razu w Przychodni Diabetologicznej CZD, gdzie podobno trudno się dostać,  to teraz taki numer. Jakaś paranoja. Miałam dobre, nawet bardzo dobre układy i z lekarzem i z pielęgniarkami no to teraz mam. Koniec końców kupiłam duży bukiet i pojechałam przepraszać panią doktor. Na szczęście dała się przeprosić. A tatuś ma przykazane drugi raz nie wymądrzać się. No to kryzys zażegnany. Uff.  Teraz będę ostrożna, jak to niewiele potrzeba aby padło za dużo słów i konflikt gotowy. . Tak więc nawet jeśli mamy czasem inne odczucia to trzeba z lekarzem rozmawiać bardzo "politycznie" aby go nie urazić. Bo absolutnym priorytetem jest córeczka i  jej leczenie. Długie leczenie. Więc to nie tak, że powiedzieliśmy swoje i możemy tu więcej nie przyjść. Wrócimy jeszcze raz i kolejny raz i wiele, wiele razy.

sobota, 3 listopada 2018

Z biegeim dni

Z biegiem dni
I tak mijają kolejne dni. Mycie rączek. Pomiar. Jedzenie. Zastrzyk. Kolejny pomiar. Radość. Spokój. Strach. Obawa. Wszystko kręci się wokół córeczki. Od godziny do godziny. Od wizyty u diabetologa do wizyty.Na razie mamy częstsze wizyty kontrolne, bo cały czas jeszcze dostosowywana jest dawka insuliny. Tym trudniej ja dobrać, bo jak pisałam jest to Mix. Na każdej wizycie więc pani doktor analizuje nasze zapiski i najczęściej ta dawka jest modyfikowana. A my wychodzimy z kolejna nadzieją, że pomiary będą lepsze. Bo nie ma co ukrywać może nie ma tragedii ale zdecydowanie są za duże. Jeśli porównywać się do 100 mg/dl oczywiście. Ale chyba bardziej boję się za małych. Te duże to możliwe komplikacje w przyszłości, tak myślę o tym i bardzo ale to bardzo się biję. Tylko, że ta przyszłość wydaje się taka odległa. A dziś bardziej boje się żeby nie zasłabła z powodu hypoglikemii. Dlatego wole większy niż za mały. Może to głupie ale tak. Na szczęście na razie nie chorowała, bo wiem, że wtedy wszystko może się rozregulować. Chociaż o czym ja mówię, jakie rozregulować, tak jakby cokolwiek było uregulowane. Może nie jest najgorzej ale nie można powiedzieć, że jest cudownie. Staramy się ważyć możliwie wszystko ale jednak bardzo trudno to wszystko przeliczyć na wymienniki. Trochę taka metoda prób i błędów. Korzystamy z różnych tabel i takiego specjalnego kołka gdzie można ustawić produkt , i pojawia się ile WW ma określona jego ilość. Więc niby robimy dobrze to dlaczego te pomiary takie różne? Co jest nie tak? Nie pomaga tez to, że każdy w rodzinie ma własna teorię. Jedna babcie mówi, że" to bzdury bo każdy organizm jest inny więc tabelki nic nie dają", druga babcia wierzy w to co mówi lekarz i skrupulatnie mierzy wszystko i przelicza jednostki, tata mierzy ale nie za dokładnie bo tak na oko wystarczy i przychyla się do pierwszej babci. A ja? A ja jestem jednak związana z naukami medycznymi i wierzę w farmakoterapię i wszelkie jej zasady. Tak więc czasami dochodzi do konfliktów, bo każdy uważa, że wie najlepiej. Ale w końcu stawiam sprawę ostro i pytam "Studiowaliście medycynę? Nie? To proszę słuchać lekarza, bo to on się na tym zna".  Nie jestem jednak wcale taka pewna, jak to wygląda jak ja nie widzę. I jestem wściekła, doktorzy się znaleźli. Czasami to mam wrażenie, że nie do końca zdają sobie sprawę co to jest cukrzyca typu I. Po pierwszym szoku chyba myślą, że skoro do tej pory nic się nie stało to jest dobrze i nie ma o co się martwić. A już kompletnie uśmiałam się z takiego stwierdzenia " ja tak myślę, że ona z tego wyrośnie". NIE nie wyrośnie. Prawda jest taka. I kiedy o tym pomyślę to chce mi się płakać. Ale nie mogę płakać. Muszę zrobić wszystko aby ....no własnie co? Następny dzień minął bez problemów, lekarz powiedział, że nie jest źle, córeczka była uśmiechnięta i traktowała pomiar, zastrzyk, wyliczane jedzenie jako coś normalnego? Bo dalej boję się myśleć. Nie, dziś nie będę się martwić. "Pomyślę o tym jutro".