Toplista

Najlepsze Blogi

niedziela, 14 marca 2021

Różni lekarze, różne szkoły leczenia

 Różni lekarze, różne szkoły leczenia

W tym roku do szkoły mojej córki, do klasy niżej, przyszła dziewczynka też z cukrzycą. Ucieszyłam się, że moja już nie będzie tą jedyną. Zobaczy, że inne dzieci też mają tak sam problem. Pomyślałam, że dobrze powinno to wpłynąć na jej psychikę. Niby nie przejawiała jakiś specjalnych problemów ale do końca nie wiadomo co dziecko czuje. Były więc już dwie. Ta nowa dziewczynka była leczona w innej placówce (na Działdowskiej) i przez innego lekarza, zresztą bardzo znanego. Szczerze mówiąc byłam z jednej strony zdziwiona jak to dziecko było zaabsorbowane cały czas swoją chorobą, z drugiej strony zastanawiałam się, że to może my za bardzo poluzowaliśmy córce i pozwalamy aby nie skupiała się tylko swojej chorobie. Marysia, bo tak miała na imię ta koleżanka nie odstępowała od telefonu. Cały czas dzwoniła do rodziców informując jaki był pomiar i odbierała dalsze instrukcje. Potem informowała jak je wykonała. I tak do następnego pomiaru. Widziałam jak to dziecko nie bawi się z innymi dziećmi na przerwie ale wisi na telefonie. Pomiary też miała wykonywane co do minuty. Praktycznie przerwy spędzała u pielęgniarki i z telefonem w ręku. Moja natomiast pomiary miała dostosowane do przerw lekcyjnych, nie robiła też ich na każdej przerwie. W szkole praktycznie tylko przed obiadem, czyli raz. Kolejny przypadł już w domu. Też miała telefon, ale tak raczej na wypadek gdyby coś złego się działo. Na przerwach szalała z koleżankami, z krótką przerwą na pomiar przed obiadem i to wszystko. I to była ta jedyna chwila gdzie musiała się zatrzymać na chwilę i pomyśleć o swojej cukrzycy. Byłam ciekawa czy ta Marysia ma lepsze wyniki glikemii. Bo u mojej córki to oczywiście różnie bywało. Czasem wszystko OK, w normie, ale były i za wysokie i za niskie. Pomyślałam, że jeśli Marysia ma zdecydowanie lepiej wyrównana cukrzycę to może jednak my źle robimy? Kiedyś przy okazji porozmawiałam z jej rodzicami, kto z lekarzy ją prowadzi, jakie są zalecenia i jak wyglądają wyniki. I okazało się, że jej wyniki wcale nie są lepsze od mojej córki i wcale nie ma wyrównanej cukrzycy. Więc to nie ma znaczenia. W takim razie czy warto aby dziecko żyło tylko swoją chorobą, stale o niej myślało i wszystko co robi było związane z chorobą? A gdzie beztroskie dzieciństwo? Czy ma być jak dorosły schorowany człowiek skupiony na swoich dolegliwościach zamiast śmiać się i bawić? A co z psychiką takiego dziecka? Chyba jednak dobrze, że córka jest leczona gdzie indziej. W teorii ładnie coś wygląda ale jak takie dziecko ma żyć jak pod linijkę? Opowiem tę historie naszemu lekarzowi. Jeśli powie mi, że jednak to my źle postępujemy to będziemy musieli zastanowić się i ustalić jakiś kompromis.