Toplista

Najlepsze Blogi

środa, 26 grudnia 2018

Na narty

Na narty
Zima, zima. Jedziemy na narty. Mała ma już 3 latka. Czas spróbować na nartach. Ja sama uczyłam się jak miałam 4 lata. Już dawno piszczała tata kup nartki, tata kup nartki. No i tata jej przywiózł, na razie takie plastikowe, tak na spróbowanie. Zobaczymy czy jej się spodoba. Trochę jeszcze mała ale może? No więc jedziemy. Załatwiłam pensjonat, z pełnym wyżywieniem. Inna opcja nie wchodziła w grę ona przecież ona musi jeść regularnie i to nie cokolwiek, w byle jakiej budzie. Bagaże spakowane, insuliny, pewnie za dużo ale co by się stało jakby np. się zbiła ampułka? Wolę mieć więcej niż za mało. Przecież nigdzie nie kupię bez recepty. A i z receptą też nie wiadomo czy będzie akurat taka. Zapas kostek glukozy, no i Hypokit (nigdy nie używany ale nigdy nie wiadomo). Ale jak to przewieźć i gdzie trzymać? Napakowałam do specjalnej saszetki termicznej, mało nie pękła. Dobrze, że to tylko tydzień, bo na dłużej chyba bym się nie zabrała. Pomiary, paski, też więcej. Bo jakby wypadł, albo nie wciągnął dobrze i trzeba jeszcze raz, albo trzeba by częściej robić pomiary. Znowu czeka nas mierzenie "na oko" wymienników w jedzeniu na stołówce. Ale jak udało się w lecie, to teraz też damy radę. Tak się szczęśliwie składa, że jadą też dziadkowie w tym samym terminie, będzie nas więcej do ogarniania sytuacji. Droga daleka, w samochodzie też musi być zapas jedzenia. Będę siedziała z tyłu z córeczką, żeby robić jej po drodze pomiary i reagować w razie czego.
Problem zaczął się niespodziewanie już rano. Pomiar. Wysoki. No za wysoki. 360 mg/dl. Insulina, na razie szybko działająca. Ale nie za dużo. Bo potem przecież pójdzie Mix. Nie za dużo to znaczy ile? Szukam w notatkach. Nic takiego nie mam.  Mała płacze. Ona już chce jechać. W góry. My zdenerwowani, bo trzeba się zbierać, droga daleka,  a na razie nie ma jak. Musimy poczekać i zobaczyć co dalej.Wszyscy pokrzykują na siebie. A mała płacze coraz bardziej. Siadamy. Czekamy. Dopiero za godzinę możemy sprawdzić czy spadło i o ile. Pomiar. Spadło ale nie za wiele. Podać jeszcze czy czekać? Czekać czy podać? Dzwonię do lekarza. Nie odbiera. Dzwonię jeszcze raz. Nic z tego. Czekamy. Mija godzina. Spada. Ok. Teraz Mix ale znowu trzeba wyważyć ile. Daję tak jakby miała pomiar dobry. Bo przecież ta szybko działająca jeszcze będzie działać i nałożą się. Nie wiem czy dobrze, ale podaję. Teraz śniadanie. A córeczka nie chce jeść . Ona chce już jechać. Dobrze. Pakuję kanapki, picie do termosu. Dam jej w drodze. Wyjedźmy już. Z tego zdenerwowania nie jestem już pewna czy wszystko wzięte. Jeszcze raz sprawdzam insuliny, pomiary, paski, kostki. Jest. A zaraz, zaraz, przecież ja muszę mieć to pod ręką w samochodzie, a nie w walizce. Biorę zapasowy pen, insulina szybko działająca, na wszelki wypadek. Pomiary do torebki. I cola. Jakby cukier spadał. I śniadanie. Jest. Jeszcze tylko wracamy się po miśka, bo został, i wsiadamy. Odjazd. Kierunek Tatry.

niedziela, 16 grudnia 2018

Przedszkole?

Przedszkole?
Córeczka jest już w wieku przedszkolnym. Właściwie od września poszłaby do przedszkola gdyby nie cukrzyca. Nie wyobrażam sobie wysłanie jej teraz. Ledwo sami dopiero co jakoś, jakoś nauczyliśmy się żyć z cukrzycą w domu. Kto się nią zaopiekuje w przedszkolu? Nikt nie będzie chciał zawracać sobie głowy takim dzieckiem. Ani rodzicami z chorym dzieckiem, wymagającym szczególnej uwagi, zjadła - nie zjadła, jak się czuje, a pomiary? Kto to będzie robił i jeszcze kontaktował się z nami. Publiczne przedszkole odpada. Mowy nie ma. Może w takim razie integracyjne? Tu mają różne dzieci, więc może i dzieckiem z cukrzycą się zaopiekują kilka godzin. Właściwie nie  musiałaby chodzić do przedszkola, ale chcieliśmy aby miała kontakt z rówieśnikami. Ale jeszcze nie teraz. Poszłaby od 4 lat. Przez ten czas my też jeszcze nabierzemy większego doświadczenia. Czyli za rok. Ale już zaczęłam, się rozglądać w okolicy. Słabo to wypadło. Znalazłam jedno przedszkole w sąsiedniej dzielnicy, trochę daleko, można by co prawda dowozić samochodem. Pójdę porozmawiać. Zobaczymy. No i poszłam. Już przed budynkiem miałam wątpliwości. I były one coraz większe, jak weszłam do środka. Bardzo duże przedszkole jak na integracyjne, gdzie dzieci wymagają specjalnego zainteresowania. A tu tłok, jak w dużym publicznym. Dzieci różne. I niedowidzące, i z zaburzeniami ruchowymi, z neurologicznymi. Zastanawiałam się jak to funkcjonuje w takiej masie. Czy w ogóle funkcjonuje? No i ten zapach wszechobecny, jak w garkuchni. Nie podobała mi się tam. No dobrze, ale porozmawiam jak już przyszłam. Panie były miłe, tak mi się przynajmniej wydawało. Tak, oczywiście przyjmą dziecko z cukrzycą. Tylko co to takiego i co się z tym robi?  Wyraz ich twarzy i wielkie oczy były bezcenne.ODPADA. Przedszkola więc nie mamy. Trzeba szukać dalej. Tylko zupełnie nie mam pomysłu gdzie.

niedziela, 2 grudnia 2018

To działa

To działa
Po dwóch tygodniach przekonaliśmy się, że jakkolwiek nasza metoda szacowania WW, chociaż nie do końca zgodna z tym co wpajali nam lekarze sprawdziła się. Oczywiście na pewnie idealnie nie było ale czy w ogóle może być idealnie, nawet jak odważymy każdy składnik jedzenia? Wszystkiego się przecież nie da odważyć. Bo skąd możemy dokładnie wiedzieć ile i czego jest w tej zupie, albo sosie, jakie to mięso dokładnie było? Jak sami tego nie gotowaliśmy. Nie da się. A my nie chcemy rezygnować z wyjazdów na wczasy z córką. Byliśmy teraz latem i już planujemy zimą na narty. Mała zacznie się uczyć jeździć na nartach. Jak tylko zobaczyła narty u taty od razu piszczała, że ona też chce mieć takie. Teraz mamy jeszcze trochę czasu, spróbujemy jeszcze więcej zapamiętać jaka łyżka makaronu ile waży, albo kartofli czy ryżu albo łyżka marchewki, buraczków, plaster mięsa taki odmierzony na cm. Albo wędlina w plasterkach, ser . Będziemy w domu ważyć i zapamiętać jaka to ilość wizualnie.  Da się. Jestem pewna, że się da.  Oczywiście w domu będziemy grzecznie odważać, to tylko plan B w  sytuacji "awaryjnej".