Toplista

Najlepsze Blogi

niedziela, 15 listopada 2020

Cukrzyca i grypa

 Cykrzyca i grypa

Zima a więc jak co roku wyjazd na narty. Ale tym razem mieliśmy jeden wielki problem. Zdążyliśmy się rozpakować i nie minął jeden dzień, jak córka dostała wysokiej gorączki. No to mamy wyjazd. Wezwaliśmy lekarza, co wcale nie było łatwe, bo był weekend. Ale przy pomocy recepcji udało się uprosić lekarza na prywatną wizytę. Przyjechał zbadał córkę i słyszymy .."grypa". Super. Wyjazd, narty, cukrzyca i grypa. Przepisał leki, oczywiście jak zwykle dziecku antybiotyk, bo podobno u dziecka bardzo szybko może dojść do infekcji oskrzeli i płuc. Na początku naiwnie myśleliśmy, że kilka dni poleży, będzie brać leki i zostaniemy, może uda się w drugim tygodniu trochę z tego wyjazdu skorzystać. Tylko, że po każdej dawce antybiotyku wymiotowała, więc praktycznie lek nie był podany. Do tego nie chciała jeść ani pić. Całe szczęście, że miała pompę to chociaż mogliśmy wyregulować bazę tak, aby cukier za bardzo nie spadał. Zadzwoniłam do lekarza ponownie a on w takiej sytuacji kazał ją przywieźć do szpitala w Zakopanem. Do szpitala?? Ja nie zostawię dziecka w szpitalu i to z daleka od domu. Szybka decyzja wyjeżdżamy. Tylko co dalej, córka nadal nie je, jak tylko weźmie lek albo się napije to od razu wymiotuje. Jak w ogóle zapanować nad poziomem glikemii?  Koszmar. Zadzwoniłam do kolegi lekarza w Krakowie i pytam co robić, a on już szykował dla niej miejsce  w szpitalu w Krakowie. Zadzwoniłam do jej lekarza w Centrum Zdrowia Dziecka i już też szykowano miejsce w szpitalu. Ledwo jakoś przetrzymaliśmy noc i rano szybko wyjazd. Pompa praktycznie zatrzymana, pomiar co 2 godziny. Przypomniałam sobie o coca coli, że podwyższa cukier. Kupiliśmy na pierwszym postoju coca colę i zaczęłam podawać córce po małej łyżeczce. I nie wymiotowała. No to kolejna łyżeczka, i kolejna. W ten sposób udało mi się jakoś nie dopuścić aby cukier za bardzo jej spadał. I tak minęliśmy Częstochowę, nie jedziemy do szpitala w Krakowie. Udało się dotrzeć do domu. Ale szpital, nawet blisko domy wydawał mi się ostatecznością. Tylko nie szpital. Szybki telefon do jej pediatry. Nie mogła przyjechać ale podała mi przez telefon na jaki antybiotyk jej zmienić. Ale skąd recepta? Był późny wieczór. Szczęśliwie udało mi się dodzwonić do kolegi lekarza, i wypisał receptę "na rodzinę". Apteka, dobrze, że jeszcze czynna. Mamy. No i próbujemy. Oooo połknęła i nie wymiotuje. Może się uda. Zostaliśmy w domu. Zasnęła i noc przeszła spokojnie. Rano kolejna dawka, udało się. Yes, jak to dobrze, że nie dałam jej do żadnego szpitala. Jakbym spanikowała to już by leżała sama bidula w Zakopanem. Warto było zaryzykować. Praktycznie uratowała nas coca cola i łyżeczka :).