Szkolny basen
Klasa córki ma zajęcia na basenie. Jadą autokarem ze szkoły, a po zajęciach się dzieci odbiera prosto z basenu. I znowu mamy problem, jak to zorganizować. Pomiar ma robiony przez pielęgniarkę w szkole przed obiadem. I to tyle. Powinno się zrobić jeszcze raz przed basenem, żeby zobaczyć czy wysiłek w wodzie jej za bardzo nie obniży poziomu cukru. Ale ona sama nie zrobi. Może i powinna ale nie, nie chce. Efekt taki, że znowu babcia idzie na basen, na szczęście ma blisko, jak ładna pogoda może nawet pójść pieszo. Pomiar, odpięcie pompy. Córka do wody, a babcia czeka albo na koniec zajęć albo na mnie. Tata odpada, bo nie wejdzie do przebieralni dziewczynek. Szczęśliwie kilka mam przychodzi, bo panienki mają długie włosy i same nie wysuszą dobrze. Uff.... w tym przypadku nie ma więc problemu, że znowu babcia czy mama. Mimo, że pompa odpięta, cukier jednak spada. Zaraz po zajęciach, jeszcze w holu musi zjeść kanapkę, czy chociaż batonika. Nie bardzo sobie wyobrażam aby takie 7 letnie dziecko zostawić samo. Może jestem nadopiekuńcza, ale sobie nie wyobrażam. A jak źle odepnie pompę? A jak źle ją schowa i coś się uszkodzi? Wiadomo, że dzieciaki rzucają torby gdziekolwiek, może wypaść, może się wenflon zabrudzić...A jak potem zaganiana nie zje i zasłabnie? Nie mogłabym spokojnie siedzieć w pracy, nie będąc pewna, że ma zapewniona opiekę. Może to jest zdejmowanie z córki odpowiedzialności, ale ona jest jeszcze taka mała. I jest szczęśliwa. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie musi myśleć o cukrzycy, a więc o swojej chorobie. Nie musi myśleć o sobie jak o chorej.