Toplista

Najlepsze Blogi

czwartek, 31 grudnia 2020

Noworocznie

Najlepsze życzenia dużo zdrowia, jak najmniej stresu i aby każdy odczyt na glukometrze powodował uśmiech zadowolenia z wyniku a wizyta kontrolna u diabetologa dawała nadzieję, że z cukrzycą można normalnie żyć i cieszyć się każdym dniem. Dużo optymizmu w Nowym Roku dla wszystkich "cukierków" i ich rodziny oraz wszystkich czytelników tego bloga życzy Aga.

sobota, 26 grudnia 2020

Znowu awaria pompy

 Znowu awaria pompy

No i stało się. Gorzej być chyba nie mogło. Akurat byłam tego dnia sama w domu z córką. Kolacja, bolus i złowieszcze słowo na ekranie ERROR. Ooo...Mąż nic nie pomoże, bo akurat był na wyjeździe. Byłam zdana na siebie. A tu do tego weekend, więc nie skontaktuję się ani z Centrum Zdrowia Dziecka ani z Medtronikiem. Acha, jest jeszcze przecież konsultant od pomp. Dzwonię. No tak poczta głosowa i informacja "prosimy o telefon w poniedziałek". To od czego jest taki konsultant, jak w nagłym przypadku nic nie pomoże? Super, i co teraz? Zaczynała ogarniać mnie panika. Próbowałam powtórzyć czynności według instrukcji i nic. ERROR. Pompa stoi. Co my zrobimy przez weekend??? Udało mi się wygrzebać jakiś telefon do infolinii Medtronika. Dzwonię, żeby jeszcze ktoś odebrał. Po kolejnej próbie, mam. Jest konsultantka. Okazuje się, że nie jest to wsparcie techniczne jakiego oczekiwałam, takie proste porady ale nie mam wyjścia próbujemy. Od razu się zastrzegła, że jak nie zadziała to muszę w poniedziałek zgłosić się do Medtronika. Taak, tylko co do poniedziałku bez pompy, to przecież dwa dni. On-line robię pod dyktando wszystko co mi mówi. Ręce mi się trzęsą, oby poszło. Chyba z pół godziny to trwało, albo mnie się tak czas dłużył. Powoli, powoli, coś chyba ruszyło. Ok, na spokojnie jeszcze będąc pod telefonem, bo aż się bałam rozłączyć, podłączyłam pompę do wenflonu i puszczam bolus. Jest, idzie. Uff. Udało się. Miałyśmy  szczęście, że to nie było nic poważniejszego. Powoli napięcie schodzi. Pompa działa. Córka jest bezpieczna.

niedziela, 6 grudnia 2020

Wkłócia wenflonu - teoria a praktyka

 Wkłócia wenflonu - teoria a praktyka

Gdzie wkłówamy wenflon? Oczywiście w pośladek. Zmieniamy tylko stronę, raz prawy raz lewy. No i jeszcze przesuwamy wkłócie o kilka cm, żeby nie było stale w to samo miejsce. Ale na  wizycie słyszymy jak to zawsze w pośladek? Trzeba też w nogi, brzuch ręce. Acha...tylko jak. Do brzucha córka nawet nie da się dotknąć. Ręce? A co z wenflonem? A nogi? Ona ma tak twarde mięśnie, jak się więc wkłóć, a poza tym co z przebieraniem, spodnie stale ocierające się o nogę nie wyrwą wenflonu? No nie wiem...Czasami mam wrażenie, że to co lekarz nam zaleca to pięknie brzmi w teorii. Za to wykonać trudniej. Dziecko też musi to zaakceptować i czuć się z tym w miarę wygodnie. Pamiętam taką historię, akurat nie mającą związku z cukrzycą, ale świetnie obrazuje jak ma się zalecenie lekarza do jego wykonania. Jak córka była jeszcze mniejsza, pediatra przepisał jej antybiotyk w syropie. Niby o smaku truskawkowym. OK, może być. Podaję a ona natychmiast wypluwa. Kolejna próba to samo. Oooo... No to dodałam do twarożku. Łyżeczka i wypluwa. O co chodzi? Dodałam do soku. To samo. I płacz. Ponieważ musiała już coś zjeść dałam jej jogurcik, bez leku. Tylko zaciskała wargi i odwracała głowę. A to przecież ulubiony jogurcik. Nie wiedziałam w czym jest problem. Ok, spróbuję ten antybiotyk w syropie sama. Biorę do ust,....nie jest najgorzej...a co to...po chwili okropny, gorzki smak, jakbym piołun miała w ustach. No to chyba wiem o co chodzi. To jest potwornie gorzkie. Nawet popicie ani umycie zębów niewiele dawało. Ta gorycz jeszcze długo się utrzymywała w ustach. I jak dziecko miało to brać??? Dzwonię do lekarki i pytam. Pani doktor czy pani wie jaki ma smak ten antybiotyk. Truskawkowy. A czy pani kiedykolwiek go próbowała? Nie. To proszę spróbować. Nie dziwię się, że córka tym pluje. A teraz jeszcze odmawia jakiegokolwiek jedzenia, bo boi się, że znowu on tam będzie. Lek oczywiście zamieniliśmy na inny. Tak więc się miała teoria do praktyki. Wkłócia też kontynuujemy w pośladki. Jak dotychczas. Przynajmniej sprawdzone.

 

niedziela, 15 listopada 2020

Cukrzyca i grypa

 Cykrzyca i grypa

Zima a więc jak co roku wyjazd na narty. Ale tym razem mieliśmy jeden wielki problem. Zdążyliśmy się rozpakować i nie minął jeden dzień, jak córka dostała wysokiej gorączki. No to mamy wyjazd. Wezwaliśmy lekarza, co wcale nie było łatwe, bo był weekend. Ale przy pomocy recepcji udało się uprosić lekarza na prywatną wizytę. Przyjechał zbadał córkę i słyszymy .."grypa". Super. Wyjazd, narty, cukrzyca i grypa. Przepisał leki, oczywiście jak zwykle dziecku antybiotyk, bo podobno u dziecka bardzo szybko może dojść do infekcji oskrzeli i płuc. Na początku naiwnie myśleliśmy, że kilka dni poleży, będzie brać leki i zostaniemy, może uda się w drugim tygodniu trochę z tego wyjazdu skorzystać. Tylko, że po każdej dawce antybiotyku wymiotowała, więc praktycznie lek nie był podany. Do tego nie chciała jeść ani pić. Całe szczęście, że miała pompę to chociaż mogliśmy wyregulować bazę tak, aby cukier za bardzo nie spadał. Zadzwoniłam do lekarza ponownie a on w takiej sytuacji kazał ją przywieźć do szpitala w Zakopanem. Do szpitala?? Ja nie zostawię dziecka w szpitalu i to z daleka od domu. Szybka decyzja wyjeżdżamy. Tylko co dalej, córka nadal nie je, jak tylko weźmie lek albo się napije to od razu wymiotuje. Jak w ogóle zapanować nad poziomem glikemii?  Koszmar. Zadzwoniłam do kolegi lekarza w Krakowie i pytam co robić, a on już szykował dla niej miejsce  w szpitalu w Krakowie. Zadzwoniłam do jej lekarza w Centrum Zdrowia Dziecka i już też szykowano miejsce w szpitalu. Ledwo jakoś przetrzymaliśmy noc i rano szybko wyjazd. Pompa praktycznie zatrzymana, pomiar co 2 godziny. Przypomniałam sobie o coca coli, że podwyższa cukier. Kupiliśmy na pierwszym postoju coca colę i zaczęłam podawać córce po małej łyżeczce. I nie wymiotowała. No to kolejna łyżeczka, i kolejna. W ten sposób udało mi się jakoś nie dopuścić aby cukier za bardzo jej spadał. I tak minęliśmy Częstochowę, nie jedziemy do szpitala w Krakowie. Udało się dotrzeć do domu. Ale szpital, nawet blisko domy wydawał mi się ostatecznością. Tylko nie szpital. Szybki telefon do jej pediatry. Nie mogła przyjechać ale podała mi przez telefon na jaki antybiotyk jej zmienić. Ale skąd recepta? Był późny wieczór. Szczęśliwie udało mi się dodzwonić do kolegi lekarza, i wypisał receptę "na rodzinę". Apteka, dobrze, że jeszcze czynna. Mamy. No i próbujemy. Oooo połknęła i nie wymiotuje. Może się uda. Zostaliśmy w domu. Zasnęła i noc przeszła spokojnie. Rano kolejna dawka, udało się. Yes, jak to dobrze, że nie dałam jej do żadnego szpitala. Jakbym spanikowała to już by leżała sama bidula w Zakopanem. Warto było zaryzykować. Praktycznie uratowała nas coca cola i łyżeczka :).

poniedziałek, 26 października 2020

Szkolny basen

 Szkolny basen

Klasa córki ma zajęcia na basenie. Jadą autokarem ze szkoły, a po zajęciach się dzieci odbiera prosto z basenu. I znowu mamy problem, jak to zorganizować. Pomiar ma robiony przez pielęgniarkę w szkole przed obiadem. I to tyle. Powinno się zrobić jeszcze raz przed basenem, żeby zobaczyć czy wysiłek w wodzie jej za bardzo nie obniży poziomu cukru. Ale ona sama nie zrobi. Może i powinna ale nie, nie chce. Efekt taki, że znowu babcia idzie na basen, na szczęście ma blisko, jak ładna pogoda może nawet pójść pieszo. Pomiar, odpięcie pompy. Córka do wody, a babcia czeka albo na koniec zajęć albo na mnie. Tata odpada, bo nie wejdzie do przebieralni dziewczynek. Szczęśliwie kilka mam przychodzi, bo panienki mają długie włosy i same nie wysuszą dobrze. Uff.... w tym przypadku nie ma więc problemu, że znowu babcia czy mama. Mimo, że pompa odpięta, cukier jednak spada. Zaraz po zajęciach, jeszcze w holu musi zjeść kanapkę, czy chociaż batonika. Nie bardzo sobie wyobrażam aby takie 7 letnie dziecko zostawić samo. Może jestem nadopiekuńcza, ale sobie nie wyobrażam. A jak źle odepnie pompę? A jak źle ją schowa i coś się uszkodzi? Wiadomo, że dzieciaki rzucają torby gdziekolwiek, może wypaść, może się wenflon zabrudzić...A jak potem zaganiana nie zje i zasłabnie? Nie mogłabym spokojnie siedzieć w pracy, nie będąc pewna, że ma zapewniona opiekę. Może to jest zdejmowanie z córki odpowiedzialności, ale ona jest jeszcze taka mała. I jest szczęśliwa. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie musi myśleć o cukrzycy, a więc o swojej chorobie. Nie musi myśleć o sobie jak o chorej.

niedziela, 18 października 2020

Facebook info

 Facebook info

Od dzisiaj mam też konto na Facebook jako Aga Aga. Profil jest całkowicie poświęcony tylko cukrzycy i zawiera link do tego bloga. Zapraszam do kontaktu czy to na blogu czy na FB. Pozdrawiam wszystkich moich czytelników.

piątek, 9 października 2020

Szkolne obiadowe problemy

 Szkolne obiadowe problemy

Tak jak wcześniej  pisałam córka je obiady w szkole. Nie da się inaczej, ponieważ w jej szkole zajęcia kończą się około 16-17. Po lekcjach jeszcze jakieś kółka, albo zaliczanie klasówek, na których się nie było, albo przygotowania do różnych szkolnych wydarzeń. Tak więc siedzi w szkole od 9 po 7-8 godzin.W porze obiadowej zagląda na stołówkę babcia. Jakoś zakolegowała się z paniami ze świetlicy, więc tu nie ma problemu. Ale jest inny problem. Córka nie jest za bardzo zadowolona z obecności babci. No bo jak to, ona taka duża (7 lat :))  tu jakaś babcia. Obciach. Do tego babcia nie może znieść zachowania jej kolegów i czasami musi zwrócić im uwagę i przywołać do porządku. Kolejny obciach. Babcia też ma problem. Koledzy potrafią być w stosunku do niej niegrzeczni i pyskują. Nie bardzo wiadomo jak dalece reagować. To prywatna szkoła i dzieci są z gatunku tych, co to wszystko im wolno. Zero respektu dla nauczyciela czy osoby starszej. Nauczyciele różnie reagują, bo boją się rodziców. Nie będzie uczniów, nie będzie kasy. Jedyne wyjście, gdyby córka nauczyła się sama obliczać WW na talerzu i umiała przeliczać insulinę. Ale nie, nie chce. Słyszałam od lekarza, że młodsze dzieci potrafią a moja nie chce się uczyć. Każda podjęte przez nas próba kończy się histerią, a w najlepszym wypadku ucieczką do swojego pokoju. Chyba odpycha od siebie problem. Więc na razie nie ma wyjścia. Zostaje babcia :(.


niedziela, 27 września 2020

Humorzasta uczennica

 Humorzasta uczennica

My już przyzwyczailiśmy się do humorów panienki, wiemy, że jej zachowanie często ma związek z za małym lub zbyt wysokim poziomem cukru. Jest wtedy rozdrażniona, nadpobudliwa, czasami wręcz niegrzeczna albo z kolei łezki lecą z byle powodu. Ale mu to wiemy. I tolerujemy, bo przecież to nie jej wina, w końcu biedne dziecko. Jak się cukier unormuje, przejdzie jej. A w szkole nikt przecież nie będzie brał poprawki na jej cukrzycę. I uważają, że jest po prostu niegrzeczna. Ile razy już byłam wzywana, bo "jej zachowanie wzbudza zastrzeżenia". Tłumaczyłam, i tłumaczyłam. Ale wszystkim przecież nie wytłumaczę. Zresztą nie chcę aby się nad nią litowano. Chcę tylko trochę zrozumienia. Zamiast na nią krzyczeć, że stroi fochy albo mnie wyzwać, odpuścić. Nie zwracać uwagi. Jej zaraz przejdzie i będzie innym dzieckiem, wesołym i szalejącym z koleżankami. Ale z dorosłymi jest niestety gorzej niż z dziećmi.

czwartek, 27 sierpnia 2020

Baletnica

Baletnica
W czasie rozmów z rodzicami okazało się, że moja córka jest jedyna dziewczynka nie uczęszczającą na jakiekolwiek zajęcia dodatkowe. Wszystkie jej koleżanki chodzą jak nie na tenisa, to na angielski, jak nie na angielski to na hiszpański, konie, basen, balet itd, itd. Są nawet takie co mają tych zajęć po kilka w tygodniu. Hmmm...A moja nic. Trochę głupio. Zapytałam córkę czy nie chciałaby chodzić na coś, może balet, bo akurat jej koleżanka z ławki chodzi. A w przedszkolu już były zajęcia z baletu i jej się podobały. Chciała, nawet chętnie. Zapisałyśmy się więc na balet w studio przy szkole baletowej. Dwa razy w tygodniu taniec klasyczny, musical i akrobatyka. Tak więc po szkole dwa razy w tygodniu szybki podwieczorek u babci, bo mieszka akurat po drodze (obiad jest w szkole) i jedziemy na zajęcia. Co ciekawe lekarz jak się dowiedział był bardzo zadowolony, ponieważ sport i wysiłek fizyczny jest bardzo ważny przy cukrzycy. Dostałyśmy zalecenia jak w razie czego, gdyby taniec za bardzo obniżał jej cukier, zredukować na czas zajęć bazę w pompie, uczulił nas aby zawsze na sali miała ze sobą sok, kostki glukozy, aby nie szła głodna, no i oczywiści zrobić jej koniecznie pomiar przed zajęciami. Jeździmy już drugi tydzień, córka tańczy, ja siedzę na korytarzu i czekam dwie godziny. Córka zachwycona, ma nowe koleżanki, i nie czuje się ograniczona przez cukrzycę. Koleżanki chodzą, ona też. Zresztą ja bardzo uważam aby nie zastanawiać się głośno "a czy ty możesz z cukrzycą?" Zastanawiam się sama, pytam lekarza, ale nie przy niej, a z nią tylko uzgadniam, że ma mieć kostki i zjeść jakby czuła, że spada jej cukier. Tylko tyle. Nie może czuć się gorsza od koleżanek. Na razie żadnych niespodzianek, wszystko się sprawdza. Mam więc małą tancerkę.

środa, 5 sierpnia 2020

Klasowe urodziny

Klasowe urodziny
Jak to w takiej małej klasie, a do tego szkole niepublicznej bywa rodzice postanowili się zintegrować. I zintegrować cała klasę. Pierwsza dobra okazja to urodziny. Tak więc cała klasa została zaproszona na urodziny jednego z kolegów. Zgodnie z najnowszymi trendami, nie do domu, ale do centrum rozrywkowego dla dzieciaków. Niby fajnie. Ale powstał problem z poczęstunkiem. Zupełnie nie wiem dlaczego, jak poczęstunek dla dzieci to góra słodyczy, i jeszcze jedna góra słodyczy i hektolitry słodkiej coli albo oranżady. No i tort oczywiście, im bardziej kolorowy i słodki tym lepszy. A czym moja córka ma się poczęstować na takich urodzinach? Niczym? Siedzieć i patrzeć jak koleżanki wpychają w siebie słodycze? Może oczywiście nie iść, ale chyba nie o to chodzi. To że dziecko ma cukrzycę nie znaczy, że ma być izolowane od wspólnych imprez z koleżankami i kolegami. Przynajmniej ja tak nie chcę. Postanowiłam więc porozmawiać z rodzicami organizującymi tę imprezę. Szczęśliwie na początku wszyscy wymieniliśmy się telefonami, więc mogłam zadzwonić. Niby wszyscy rozumieją, ale nie do końca. Udało mi się w końcu wytłumaczyć i przekonać, aby była też woda mineralna, owoce, chrupki kukurydziane, a nie tylko chipsy. Coś sobie wybierze, coś co znamy i nie podwyższy jej za bardzo poziomu cukru. Najgorsze to takie torty, co nie wiadomo dokładnie co jest w środku i jak to policzyć za WW. A do picia woda. Na szczęście lubi.

niedziela, 12 lipca 2020

Pani pielęgniarka

Pani pielęgniarka
Trzeba było jak najszybciej zapoznać się ze szkolna pielęgniarką. To do niej chodziłaby córka na pomiary glukozy. Na szczęście pielęgniarka okazała się panią w średnim wieku, mieliśmy więc nadzieję, że podejdzie do problemu cukrzycy bardzo poważnie i odpowiedzialnie. Pierwsze wrażenie zrobiła na nas dobre. Uzgodniliśmy, że to u niej w gabinecie w szafce będzie leżał podpisany córki zestaw do pomiaru i zeszyt do zapisywania wyników. To ona miała o uzgodnionej godzinie, czyli  przed obiadem wywołać córkę do gabinetu na pomiar. Wynik oczywiście zapisać w zeszycie. Na obiad miała przychodzić jedna albo druga babcia, sprawdzić w zeszycie wynik, zobaczyć ile córka zje i podać odpowiednią ilość insuliny. Pozostawała jeszcze kwestia drugiego śniadania.  I tu pojawił się problem. Po pierwsze pielęgniarka przychodziła o różnych godzinach, po drugie nawet przy wykonanym pomiarze nie umiała by obliczyć korekty insuliny. Córka niby miała komórkę i teoretycznie mogła do nas zadzwonić, ale niestety była dość oporna na taką współpracę. Nie będzie o tym pamiętać i tym się zajmować. A była uparta. Nie i nie. Nie pozostało nam nic innego, jak naszykować jej drugie śniadanie, zapakować i dołożyć karteczkę z zapisaną ilością insuliny jaką ma podać. Podawać bolusy się nauczyła. Oczywiści mówimy o bolusach prostych. Bolus złożony to już był zbyt skomplikowany, wymagało za dużo skupienia i uwagi. Ona chciała tak pstryk kliknąć klawiszem i już mieć z głowy. Jakakolwiek korekta pozostawała więc do wykonania dopiero przez babcię przy obiedzie. Jeden pomiar więc wypadał z grafiku. Zobaczymy czy tak się da.

niedziela, 21 czerwca 2020

Nasz pierwszak

Nasz pierwszak
Dzisiaj byliśmy pierwszy raz w szkole. Jedna klasa, 18 uczniów, 7 dziewczynek, 11 chłopców. OK. Zawsze uważałam, że najlepiej jak jest mniej więcej pół na pół. Wszystkie dzieci z rodzicami, najczęściej obojgiem. Dzień był przeznaczony tylko na wzajemne zapoznanie się. Okazała się, że moja córa jest w grupie 3 najmniejszych dziewczynek. Takie drobiażdżki. Pozostałe to wyrośnięte pannice, o pół głowy albo i więcej wyższe. Dobrze, że moja nie jest tą jedną najmniejszą, bo myślałabym, że może to cukrzyca  ma wpływ, że taka nieduża?  Przede wszystkim musiałam pogadać z wychowawczynią. Tak na osobności, żeby nie robić sensacji pierwszego dnia. Jakiejś mojej super sympatii nie wzbudziła, za bardzo przesłodzona, a to wygląda trochę sztucznie. Opowiedzieliśmy jej z mężem o cukrzycy i jak należy postępować. Zaznaczyliśmy, że jeśli córka poczuje się słabiej, bo spadnie jej cukier (ona na szczęście orientuje się jak cukier spada, jakoś odczuwa objawy na tyle wcześnie, że zdąży coś zjeść słodkiego albo napić się soku) i zacznie jeść czy pić na lekcji, to nie wolno jej zwracać uwagi a już absolutnie niedopuszczalne jest zabronienie jej wtedy jedzenia czy picia. Trochę postraszyłam konsekwencjami (zasłabnięcie, a nawet zagrożenie życia), aby czasem nie przyszło komuś do głowy coś podobnego. Ja rozumiem, że dzieci na lekcji nie jedzą. Niech więc wytłumaczy dzieciom, ale tak, aby nie zrobić z kolei z córki chorej ofiary, że sytuacja jest szczególna. Nie wiem, niech porówna z kichającym i chusteczką, astmatykiem i inhalatorem, niech przedstawi to jako niedogodność a nie ułomność. Wychowawczyni obiecała tolerancję i nauczenie klasy tolerancji. Mam nadzieję, że tak będzie. Jest ku temu jeszcze jedna bardzo dobra okazja, bo w klasie jet Azjatka. Można tym samym odnieść się szerzej do tolerancji. A co ciekawe, okazało się, że w klasie jest jej kolega z grupy przedszkolnej i drugi kolega z przedszkolnej Zielonej Szkoły. Kogoś już więc zna, ktoś już więc wie o cukrzycy i wie też, że w przedszkolu córka nie była żadnym problemem dla grupy. Rok szkolny został tym samym rozpoczęty.

wtorek, 26 maja 2020

Pompa i plażowe problemy panienki

Pompa i plażowe problemy panienki
Jak tu wyjść z pompą na plażę? W ubraniu jakoś się jeszcze da pompę schować ale co zrobić na plaży? Lato, gorąco, kostium plażowy..a co z pompą? Żadne paski, saszetki, tak żeby pompa była na wierzchu. Absolutnie NIE. Jak ja będę wyglądać. A mamy saszetek pełno, kolorowe, cienkie, grubsze. Nie i nie. Jedyne co przyszło mi do głowy to tak krótka spódniczka wiązana na kostium aby pompę zakryć. Nooo...udało się. Nakupowałam więc kolorowych spódniczek aby pasowały do różnych kostiumów i samą plażę mieliśmy ogarniętą. A kąpiel? Wiadomo, że na samą kąpiel pompę odpinamy. Pod warunkiem, że czas kąpieli nie jest dłuższy niż przebywania na brzegu a częstotliwość kąpieli jest mniejsza niż raz na godzinę. Truuudna sprawa. Koniec końców trzeba było ją mieć cały czas na oku, żeby przypadkiem nie wlazła z pompą do wody typu "mamo fala mnie zalała to już idę się kapać, bo i tak jestem mokra". Na plaży też trzeba było być uważnym, żeby piachu się gdzieś do pompy nie nasypało. A pomysły były różne, jak to w tym wieku. A to zakopać się w dołku, a to turlać po piachu. Koleżanki tak robią, to ja też. I co na to powiedzieć? Ty nie bo masz pompę? Albo plaga różnych karmelowych orzeszków, lodów, waty itp. Koleżanka kupuje, a ja? Ciężka sprawa. I kupowało się, cały czas mając pod kontrolą ile tego zje. A potem bolus za bolusem. I sprawdzanie czy czasem nie jest Hi. Szczęśliwie córka jest bardzo żywa i dużo się rusza, więc coś tam spaliła. Ale nie zawsze tyle co zjadła. Oby nie było  problemu z pomiarem przed obiadem :(.

piątek, 8 maja 2020

Ostatnie lato przed szkołą

Ostatnie lato przed szkołą
Niby mamy już wszystko załatwione i teoretycznie jesteśmy gotowi na rok szkolny. Niestety tylko fizycznie. Psychicznie cały czas mam dołek. Chyba jednak się boję. Zawsze nowe,  nieznane budzi obawy a szczególnie w takiej sytuacji, gdy mamy dziecko z cukrzycą posłać w nowe środowisko. Mówię sobie, że będzie dobrze. Ale czy będzie? Czy nie będą jej dokuczać? Czy inni rodzice zrozumieją i zaakceptują, że w klasie jest dziecko z cukrzycą i wobec tego trzeba czasami coś zrobić inaczej? Czy nie będzie wytykana jako ta, przez którą inni muszą też mieć czasami coś inaczej? Np. nie tylko fast foody jako jedzenie na wycieczce, dodatkowy tatuś do opieki w grupie? Czasami rodzice są gorsi niż dzieci. Niestety :(  Na razie staram się jak najmniej myśleć o wrześniu i staramy się cieszyć latem. Ale ten niepokój gdzieś głęboko we mnie siedzi. Najlepsze jest to, że córka wcale się nie przejmuje. Idzie do szkoły i już. Właściwie to super, że ona jest taka. Lepiej da sobie radę.

wtorek, 31 marca 2020

Coś się kończy coś się zaczyna

Coś się kończy coś się zaczyna
Koniec roku szkolnego, a więc i koniec przedszkola. Było piękne przedstawienie stylizowane na spacerkiem po starej Warszawie. Długie suknie dziewczynek, chłopcy w cylindrach. Był też pokaz baletowy "Jezioro łabędzie". Oczywiście córeczka tańczyła w grupie z koleżankami, w baletkach i białych piórkowych spódniczkach. A na koniec wszyscy wystąpili w czapkach absolwenta. Było pięknie i wzruszająco. A ja cały czas myślałam jak to będzie teraz? Bez znajomego przedszkola, bez opieki pań, w nowej szkole i w nowym środowisku. To, że tak samo już nie będzie to pewne. Ale czy wszystko się jakoś ułoży? Czy i w szkole damy radę zorganizować opiekę tak, aby nie było problemu z pomiarami, posiłkami i podawaniem insuliny? Obiektywne przeszkody da się pokonać, z ludźmi, ich brakiem zrozumienia i tolerancji bywa gorzej.

Blog w czasach koronowirusa

Blog w czasach koronowirusa
Wszyscy jesteśmy teraz zaabsorbowani aktualną sytuacją i szczerze mówiąc jakoś nie mogłam się zebrać żeby napisać kolejne posty. Tak samo pewnie jak i Wy nie bardzo macie teraz czas czytać blogi. Ale może jednak dobrze chociaż na chwilę oderwać się od obecnej rzeczywistości?
 Tak więc za chwilę ciąg dalszy mojej opowieści z cyklu "z cukrzycą za rękę".

Tak więc za chwilę dalszy ciąg mojej opowieści z cyklu "z cukrzycą za rękę".

poniedziałek, 9 marca 2020

Szukamy szkoły

Szukamy szkoły
Nigdy nie może być za długo bez problemów. A już było wszystko tak dobrze ułożone i sprawdzało się w praktyce. Niestety jeszcze tylko do lata i koniec przedszkola. Idziemy do szkoły. Od razu było jasne, że tak jak do prywatnego przedszkola, córka musi pójść do prywatnej szkoły. Siedmiolatka, przynajmniej moja, nie nadaje się do pilnowania pomiarów, przeliczania WW i podawania insuliny. Duża, rejonowa szkoła odpada absolutnie. Mieliśmy wstępnie wytypowaną prywatną szkołę w miarę niedaleko. Oczywiście trzeba by podwozić córkę samochodem ale było to tylko kilka ulic dalej. Niestety właśnie się okazało, że przenoszą się w inne miejsce, które zupełnie nam nie pasuje logistycznie. Jesteśmy więc w punkcie zero. A czasu nie za wiele na szukanie. Zaczęło robić się nerwowo. Przeglądaliśmy wszelkie szkoły blisko domu, blisko babci, blisko pracy i trudna decyzja. Tym bardziej, że do takich szkół jest wewnętrzna rekrutacja. Koło mojej pracy była szkoła katolicka, ale jak tam poszłam rozejrzeć się zachęcająco to nie wyglądało. Jednak duża i jakoś tak za bardzo kościelnie. Ale zapisałam na wszelki wypadek. Koło babci podobna, chociaż mała.  Też zapisaliśmy na wszelki wypadek. Jednak cały czas to nie było to. Znaleźliśmy jeszcze społeczną STO. Miejsce nam pasowało, szkoła nieduża, nie mieli problemów, że dziecko z cukrzycą, mieli pielęgniarkę na stale. O może to to? Ale było bardzo dużo zgłoszeń więc dostać się łatwo nie będzie. Egzamin rekrutacyjny obowiązywał dziecko i rodziców. O dziecko się nie bałam, jest śmiała, rozgarnięta, da sobie radę. Ale o co chodzi z rodzicami? No i dowiedzieliśmy się. Każdy miał spotkanie z dyrekcją i radą szkoły i generalnie problem był jeden: co rodzicie mogą zapewnić szkole. I nagle mnie olśniło. Słyszałam, że szkoła planuje rozbudowę. Dziadkowie. Architekt i inż. budowlany przydadzą się na pewno. I tym sposobem córka znalazła się w szczęśliwej 16 uczniów I klasy. Mamy szkołę.

niedziela, 1 marca 2020

Pierwsza awaria

Pierwsza awaria
Pik, pik, pik. Pompa stoi i ten złowieszczy napis "error". Zaczyna mi się robić gorąco. Co tu robić? Tylko spokojnie, tylko spokojnie. Zaglądam do notatek, error, error..."zobacz jaki numer błędu i sprawdź co robić". Szukam instrukcji, w zdenerwowaniu nic nie mogę znaleźć. Jest. Nerwowo przeglądamy wyrywając sobie nawzajem te kartki z rąk. Wciśnij to, wciśnij tamto. Nic. Stoi. Dobrze, tylko spokojnie, jeszcze raz. Klik, klik, coś idzie. Znowu jakiś napis "reverse". A przewiń. OK, przewijamy. Ponownie zbiorniczek do środka, puszczamy i czekamy wpatrzeni w końcówkę igły, jest, jest kropla. Uff. Chyba mamy to. Podłączamy pompę ponownie i puszczamy. Cisza. Nie pika. Poszło. :) Oddychamy z ulgą.

niedziela, 23 lutego 2020

I jak tu sie leczyć

I jak tu się leczyć? 
Na kolejnej wizycie kontrolnej okazało się, że znowu mamy zmianę lekarza. Która to już w ostatnim czasie? 4? 5? Pani doktor, dwóch doktorów na zmianę, znowu pani doktor i teraz jakiś zupełnie nowy doktor. Podobno przeszedł z innej kliniki. A nasza pani doktor odchodzi w ogóle ze szpitala. Co się do kogoś przyzwyczaimy, to już jest inny. Czy nikt nie bierze pod uwagę, że małe dziecko przywiązuje się do lekarza? Że zupełnie inaczej indzie na wizytę do SWOJEGO lekarza niż do jakiegoś nieznanego? Ale co to kogo obchodzi :( No więc mamy teraz pana doktora. Jakiś taki...na razie mądrzy się straszliwie, bo przecież trzeba pokazać, że jest lepszy niż poprzedni. Jakoś na razie za bardzo sympatii nie wzbudził, taki zasadniczy. Ale co mamy zrobić jak innego nie ma. Może się jakoś da go oswoić ;). Na razie mamy mętlik w głowie bo same nowe zalecenia. To tak, to inaczej, podać tyle, nie podawać, jeść, nie jeść. Znowu zeszycik pełen zapisków, bo to co zapamiętaliśmy do tej pory już jest nieaktualne. Oszaleć można z tymi lekarzami.

niedziela, 9 lutego 2020

Pompa jest super

Pompa jest super
Jak my w ogóle funkcjonowaliśmy bez pompy? To się dało? Trudno mi teraz sobie to wyobrazić. Koniec stresu przed kolejnym zastrzykiem. Koniec stresu zjadła czy nie zjadła, za dużo zjadła, za mało zjadła...To małe urządzenie jest genialne. Je ile chce, je kiedy chce. I tylko naciśnięcie klawiszem, pyk, insulina poszła. Oczywiście trzeba uważać aby dobrze przeliczyć, aby nie pomylić się przy ustawianiu dawki. Na szczęście jest ustawione zabezpieczenie na maksymalną liczbę jednostek, jaką można podać jej jednorazowo, aby nie podać omyłkowo jakiejś ogromnej ilości insuliny. Bo wtedy byłby dramat, do szpitala i to chyba na sygnale. Wszyscy odżyli. I córeczka i my. Oczywiście cały czas wszystko jest pod naszą kontrolą, trzeba robić pomiary, trzeba pilnować ile zjadła, ile podać insuliny ale pompę może obsłużyć już każdy, pani w przedszkolu też. Pokazaliśmy jak to działa i teraz tylko ustalamy przez telefon jaki był pomiar, co jadła, ile podać i  pani podaje. Mała też się cieszy, że już babcie nie wysiadują w przedszkolu, bo przecież do innych dzieci nie przyjeżdżają babcie w ciągu dnia więc dlaczego ona jest inna?

czwartek, 23 stycznia 2020

Mamy pompę

Mamy pompę
Jesteśmy już  po wizycie w CZD, po szkoleniu, bardzo długim szkoleniu, z zapisanym notatkami zeszytem co, jak i kiedy należy robić, czego nie robić, na co zwracać uwagę. I wróciliśmy z podłączoną pompą. Taka niby nie duża, jak komórka, tylko grubsza. Ekran, kilka przycisków. Pierwsze dane, takie jak ustawienia zegara, bazy, alarmów itp ustawili nam od razu na wizycie. Pokazali jak podawać bolusy, jak zmieniać bazę, jak napełniać zbiorniczek z insuliną i jak zmieniać wkłócia. Bo od takiej pompy idzie cieniutki wenflonik, który trzeba za pomocą malutkiej igiełki zamocowanej do startera, wprowadzić pod skórę. Na razie tylko obsługujemy podawanie bolusów. Przeliczamy WW, ile insuliny na taka ilość WW i pstryk, jak na komórce. Insulina poszła. Super. Nie trzeba już myśleć zje, nie zje, ile zje. Zje to podajemy, nawet kilkanaście razy. Jest to insulina szbkodziałająca. Cały profil dobowy uwalniania insuliny zapewnia baza. Lekarz na razie ustawił nam taką bazę jak uważał ale okaże się czy jest Ok, czy trzeba modyfikować. Córeczka ma pompę w pochewce na takim pasku pod ubraniem. A właściwie w spodniach, bo w nich najczęściej chodzi. Od razu wybrała sobie kilka kolorowych nalepek na pompę, taki bajer, i kolorowe pochewki, co pewnie nigdy się nie przydadzą. No i oczywiście pompa ma naklejone malutkie serduszko WOŚP.
Niby takie wszystko miało być proste a jak mam podać insulinę to zaglądam do notatek. - który przycisk. A ręce mi się trzęsą żeby czegoś nie zablokować przez nieuwagę.