Toplista

Najlepsze Blogi

niedziela, 24 lutego 2019

Badania analityczne

Badania analityczne
Niestety musieliśmy wrócić do CZD wcześniej niż za 3 miesiące. Dostaliśmy skierowanie na badania analityczne. Standard ale zrobić trzeba. I znowu jazda do Anina rano, bo to tylko rano można przyjść na pobranie. A tam pełna poczekalnia. A moje dziecko bez zjedzenia. Siedzę jak na szpilkach i odliczam kolejne wchodzące osoby. Ale to nie jest tak taśmowo jak w ZOZ. Najpierw rejestracja w okienku. Czekamy. Potem wezwanie do jakiegoś pokoju, chyba pielęgniarek ale to jeszcze nie pobranie. I dalej czekamy na wezwanie już na pobranie. Czas dłuży się niesamowicie. A córka bez zjedzenia. Różne dzieci czekają, bo to ze wszystkich oddziałów. Tu się dopiero można napatrzeć na wszystkie straszne choroby. I psychiczne, i układu oddechowego, i porażenia mózgowe. Koszmar. Trochę zmienia mi się perspektywa. My tylko cukrzyca. Tylko i aż. Nie, chyba jednak tylko. Czekamy. No wreszcie. My. Na szczęście córeczka daje sobie pobrać krew bez problemu. Wychodzimy. Teraz szybko pomiar, kanapka i picie. Można wracać. Patrzę na zegarek. Zajęło nam to już dobrze ponad 2 godziny. A jeszcze powrót do domu z Anina, blisko nie jest. Około 11 jesteśmy z powrotem. No to teraz jeszcze ja sama za tydzień po wyniki. Bo tam nie ma z dnia na dzień, a nie, nie. Czeka się tydzień. Dobrze, że już załatwione. Chwila oddechu z tymi lekarzami.

środa, 13 lutego 2019

Kontrola w poradni jak koszmarny sen

Kontrola w poradni jak  koszmarny sen
Jak już pisałam wcześniej córka jest leczona w CZD. Tam mamy swoją panią doktor i tam chodzimy na regularne wizyty kontrolne co jakieś 3 miesiące. Cieszę się, że jesteśmy w CZD, ale czasami mam dosyć tych wizyt. Niby jesteśmy zapisani na godzinę. Haha godzinę. Przyjeżdżamy a tam tłum. Okazuje się, że już jest ze dwie godziny opóźnienia i nie wiadomo co dalej bo.... jest zebranie lekarzy, zwane kominkiem. Kiedy się skończy? Jak się skończy. Nikt nie wie. W korytarzu kliniki, bo poradnia to był tylko jeden pokój w klinice tłum rodziców z dziećmi. Małymi i dużymi. Jedne siedzą spokojnie, inne wrzeszczą, płaczą. Koszmar. A czas mija i nic się nie dzieje. Zabawialiśmy córeczkę i czytaniem i rysowaniem, ale powoli to nie wystarcza. Zaczyna też wrzeszczeć, że chce już do domu. Pytam pielęgniarek jak sytuacja. Jeszcze trwa zebranie. Powoli tracę i ja cierpliwość. Jak wytłumaczyć małemu dziecku, że ma dalej czekać grzecznie w kolejce. Siedzimy już przecież ze dwie godziny w tym korytarzu. Dziadek wyszedł z małą na dwór, bo przyjechaliśmy razem. Ale i to nie na długo pomogło. Słowo daję, gdyby nie zdrowie dziecka to bym już dawno stamtąd poszła. To jest niepoważne. Jak można robić zebranie, i to jeszcze tak długie, w trakcie przyjęć pacjentów. Sama zaczynam kręcić się koło tej sali konferencyjnej, oooo chyba powoli coś się rusza. Pierwsze osoby wychodzą. No, może wreszcie. Po dłuższej chwili jest i nasza pani doktor. Ale nie nie, my jeszcze mamy przed sobą kilka osób. No to jeszcze posiedzimy. I siedzimy. Głowa mi pęka. Jestem wściekła. Zaczynam nie pamiętać o czym miałam porozmawiać z lekarzem. Chcę tylko jak najszybciej wejść wziąć recepty i wyjść. Tak ma wyglądać wizyta? I dla kogo to jest bo chyba nie dla matki pracującej co zwolniła się na 2-3 godziny jadąc na swój wyznaczony termin. Siedzę i patrzę na zegarek, że już dawno powinnam być z powrotem. Mam dość. Zdążam jeszcze tylko na godzinę do pracy, bo głupio nie wrócić w ogóle. Przepraszam, że tak długo to trwało. Ciekawe czy wierzą. Bo komuś kto nie ma sam takiego doświadczenia trudno uwierzyć. Na 3 miesiące spokój. Muszę odreagować. Na razie nie chcę myśleć jak będzie następnym razem.

wtorek, 5 lutego 2019

Mała agresorka

Mała agresorka
Moje dziecko od początku miało charakterek niezależnej osóbki. Czasami była urocza, czasami mała buntowniczka. Obecnie chyba jest w fazie buntowniczej, najlepiej od razu powiedzieć "Nie". Dopóki dotyczy to nazwijmy to małych rzeczy nie ma problemu. Taki wiek widocznie. Ale my mamy cukrzycę i często to "Nie" stanowi ogromny problem. Miałam taki z nią przypadek. Był czas pomiaru. Więc spokojnie mówię "chodź idziemy umyć rączki". NIE. "Ale chodź bo musimy umyć rączki i zrobić pomiar". "Nie". Spokojnie powtórzyłam jeszcze ze 3 razy. "Nieeeee". A czas mija.
Wzięłam więc małą pod paszki i zaprowadziłam do łazienki, wsadziłam rączki pod kran,  namydliłam, chcę opłukać wodą ...łał!!! mała wścieklica wbiła mi pazurki w dłoń i nieźle podrapała. Do krwi. Trudno było nie krzyknąć "co Ty robisz" . Patrzyła na mnie wściekła, bo w jej ocenie wykorzystując swoją przewagę zmusiłam ją do czegoś, czego nie chciała zrobić. A było to akurat umycie rąk, bo trzeba było zmierzyć poziom cukru. Broniła się więc tak jak umiała. Drapiąc mamę. Próbowałam jej potem na spokojnie wytłumaczyć dlaczego musimy umyć raczki i zrobić pomiar, nawet przerywając zabawę na chwilę, bo pomiar nie może za długo czekać. Ale nie wiem na ile moje tłumaczenie było skuteczne. Boje się, że na chwilę, do następnego razu.